W moim wypadku było trochę inaczej. Nie wiedziałem czego się po sobie spodziewać. Bałem się, że będę agresywny lub, że nie poczuję samochodu. Nie myśląc o tym wsiadłem do maszyny. Ustawiłem fotel, lusterka, zapaliłem silnik, włączyłem światła, sprzęgło, jedynka, trochę gazu, powoli puszczam sprzęgło i... jadę. Wyszło idealnie! Dostałem polecenie by się zatrzymać i powtórzyć ruszanie. Zrobiłem kilka powtórzeń i na miasto. Pomyślałem, że jest OK. Jeżdżę płynnie, czuję to czym steruję. TAK OGARNIAM!
W mieście nic denerwującego się nie działo. Nie czułem żadnej stresującej obecności samochodów wokół mnie, rozwścieczonych kierowców, którzy znowu trafili na "eLkę". Wszystko było takie... płynne, naturalne, jakbym był do tego przeznaczony, jakbym robił to od urodzenia, jakbym to wszystko już skądś potrafił
Idealna jazda na pierwszej godzinie? Hm... to się nie zdarza, a jednak! JA TO ZROBIŁEM! JA, TEN, KTÓRY MARZYŁ O TYM ODKĄD TYLKO PAMIĘTA ZROBIŁ TO! Niesamowite uczucie!
A więc może moje marzenia o byciu kierowca wyścigowym miałyby sens gdyby nie mój wiek? Chyba nie warto o tym myśleć, chociaż myśl o tym, że na gokartach od pierwszego kółka jeździłem szybko, o tym, że za kierownicą normalnego samochodu także dawałem sobie świetnie radę nie daje mi spokoju. Szkoda - nigdy się nie dowiem czy miałbym jakiekolwiek szanse... Póki co ciesze się tym, że szło mi wyśmienicie i mam nadzieję, że przyszłość będzie wcale nie gorsza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz